lipca 14, 2012

Unexpected

Dałam Louis'owi buziaka na szczęście przed koncertem, a z resztą, nie tylko ja. Czułam, że ktoś nas obserwował i chyba moje przyjaciółki także, a chłopcy nic nie wyczuli, bo przecież są do tego przyzwyczajeni. Stałyśmy na samym końcu rozwrzeszczanych fanek, bo nie chciałyśmy im zabierać tego widowiska. I pomyśleć, że jeszcze dwa miesiące temu, to my byłyśmy wśród tego tłumu. Nagle poczułam że czyjaś ręka, czyjaś bardzo silna ręka zaciska się na moich ustach i nosie. Nie mogłam krzyczeć, bo przecież nie mogłam oddychać, ale ugryzłam tego kogoś w dłoń (bo miałam tendencję do gryzienia), ale to nie poskutkowało.Zdążyłam kopnąć, którąś z bliżniaczek, nie wiedziałam którą, bo zaćmiło mi oczy. Widziałam tylko zamazany obraz oddalającego się tłumu. Poczułam, że ucisk na mojej twarzy słabnie i słyszałam coś w stylu ,,puść ją, psychopatko!'' (więc to była kobieta), ale nagle i te pocieszne dla mnie słowa ucichły. Czułam, jak ucisk znów zwiększa swą moc i wiedziałam, że ta lub te co próbowały mnie obronić też są złapane. Nadal miałam nadzieję, że ktoś nas uratuje. Nagle przerażający ból przeszył mi głowę. Po chyba wieczności, ujrzałam białe światło nade mną. Przez moment myślałam, że to koniec...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz