lipca 12, 2012

End fairy tale...surely?

26 sierpnia. Dzień naszego wylotu. Chłopcy odwieżli nas na lotnisko. Pożegnałam się z chłopakami i Louis'em, a po policzku spłynęła mi łza. Tym razem mamy lot z przesiadką. Wylądowałyśmy we Francji, na dodatek w Paryżu ,,mieście miłości''. Na kolejny lot musiałyśmy czekać ponad trzy godziny ze względu na awarię samolotu.Najchętniej byśmy tam zostały, lub jeszcze lepiej wróciły do Anglii, ale raczej tylko w snach. Ze smutkiem na twarzy, zajęłyśmy miejsca na pokładzie, a lot niemiłosiernie się dłużył. Polska. Wylądowaliśmy, zabrałyśmy bagaże i wyszłyśmy. Zauważyłam swoją mamę, a za nią kilku chłopców. Jeden z nich jest strasznie podobny do Louis'a. Poczułam jak łzy napływają mi do oczu, z resztą moim BFF także. Przez załzawione oczy widziałam tylko niewyrażną postać mojej mamy, a za niż pięknego, błękitnookiego chłopaka. Co, za marzenie, które z każdą chwilą stawało się co raz bardziej realne. Tak, to na prawdę on. Mój Louis. Po szybkim przywitaniu z mamą, rzuciłam mu się w ramiona.
J- Jak się tu znalazłeś?
L- Postanowiliśmy z chłopakami, że jeszcze nie czas na rozstanie, a ponieważ miałyście lot z przesiadką, to my byliśmy tu wcześniej. Będziemy tu do końca września, damy w Polsce kilka koncertów. I stwierdzam, że Polska to piękny kraj. - pocałował mnie.
J- Kocham Cię.
L- Ja Ciebie też kocham, słońce.
To był najcudowniejszy miesiąc w moim życiu. Jeszcze bardziej magiczny niż ostatni tydzień.

1 komentarz: