K- Wyzdrowiałyście już? Kto Wam to zrobił? Jacy oni są? Jesteście razem? Kiedy znów przyjadą?
To było trochę wkurzające, ale miłe że się tak przejmowała. Przez całe dwa miechy zakuwałyśmy jak nie powiem co, bo straciłyśmy pół semestru nauki, więc trzeba było to nadrobić. Z każdym dniem byłam coraz bliżej spotkania z Louisem i to bardzo poprawiało mi humor. Codziennie z nim pisałam, prawie całą dobę tylko nie na lekcjach bo nie jestem z tych, co to łamią zasady. Zbliżał się grudzień. Mięliśmy w szkole losowanie na mikołajki. Wylosowała, taką Kamilę. Jest fajna bo jako jedna z niewielu nam nie dokuczała, choć nie za bardzo wierzyła w to że nam wyjdzie. Po szkole poszłam z Gabrysią, Oli i Ulą na zakupy. Kupowałam prezent dla Kamili i pomyślałam, że od razu kupię Louisowi i wyślę mu pocztą. Kamili kupiłam misia który w jednej łapce trzymał kolczyki, a w drugiej błyszczyk. Lou natomiast wielką poduszkę - marchewkę z napisem ''I love you'' Zapakowałam te prezenty w takie same torby.
Nadszedł 6 grudnia. Wczoraj wysłałam prezent dla Lou. Byłam taka zakręcona, że pomyliłam te głupie prezenty i Kamila dostała marchewkę. Ludzie, co za siara. Jakie szczęście, że nikomu nie powiedziałam, że to ja kupuję jej prezent. No a Louis dostanie teraz misia. A, wytłumaczę mu to wieczorem.
Po całej tej gafie z prezentami, nie mogłam się doczekać wyjazdu do Anglii.
Przepraszam Was bardzo, że długo nie pisałam, ale miałam szlaban, kuzynkę i kompa na spółkę, wkurzające gadki mamy...
Mam nadzieję, że mi wybaczycie, i teraz już aż tak nie zaniedbam mojego bloga.
Całuski ;***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz